Witam.
U mojej mamy stwierdzono w październiku 2016 raka jajnika w stopniu 3 c o złośliwości 2 G. Podano chemie i zrobiono operacje. W styczniu 2019 rak wrocil znowu bardzo szybko podano chemie. W polowie czerwca tego roku wykonane badanie kontrolne na onkologi wykazalo plyn w jamie brzusznej i przerzuty na otrzewna, dano termin na 22.07.2020 na tomografie i tydzień później do szpitala. Mama w zeszłym tygodniu pojechała do szpitala spuszczono 3 litry plynu trzyma dni w szpitalu nie wiadomo po co, chemii jej nie podadzą bo pani doktor chemii nie poda bez tomografii – takie są procedury-bo musi znać wielkość przerzutów, poza tym chemia jest szkodliwa, spuszczanie płynu jest lepsze, bo tutaj chodzi o wydłużanie życia. Mojego telefonu nawet nie odebrała, powiedziała mojej mamie – nie ma co naciskać takie są procedury. Moja mama pytała czy może wziąć chemie bo to odległy czas a rak nie czeka a narazie jest w bardzo dobrym stanie – ale pani powiedziała ze nie ma takiej opcji i może próbować przyspieszyć we własnym zakresie tomografie. Dopiero po tomografii zadecydują o trzecim rzucie chemii. Te procedury tak się zmieniły na niekorzyść pacjenta ze jesteśmy bezradni a moja mama załamana. Dotychczas mama dobrze chemie znosiła, inne wyniki tez ma dobre, choroba u niej szybko postepowala, ale głową muru się nie przebije. Gdzie szukać pomocy? Mi się wydaje ze czekac nie ma co z leczeniem, tomograf o wiele więcej nie wykaże niż USG, a ocena wielkości jest również na USG możliwa. A może nasze rozumowanie jest błędne i procedury się zmieniły?